PRZYJACIELE
Ludzie
2010-08-25
Dai Koyamada
Ostatnimi czasy bulderowcy omijają Europę w poszukiwaniu cyfry. Ty jednak regularnie gościsz na Starym Kontynencie...
Tak, podróżowałem do Europy wiele razy od czasu pierwszego tripu do Francji, który odbyłem w wieku siedemnastu lat. Uwielbiam europejskie krajobrazy. Stare budynki naznaczone historią, brukowane uliczki i piękne góry – wszystko to jest cudowne. Również jedzenie jest bardzo smaczne. Pochodzę z wioski na południu Japonii, gdzie krajobraz jest bardzo podobny do europejskiego. No i sporo ludzi w Europie jest przyjaźnie nastawionych.

Odfajkowałeś sporą ilość najtrudniejszych problemów w trakcie twojego ostatniego pobytu. Czy zrealizowałeś plany?
Marna pogoda była wielkim zaskoczeniem. Wcześniej dawały mi już w kość deszcze w Szwajcarii, ale tym razem było jeszcze gorzej. Dlatego też mogę powiedzieć, że osiągnąłem więcej, niż się spodziewałem.

Z tego co wiem, The Story of 2 Worlds padło niejako rzutem na taśmę... 
Po pierwsze, nie miałem w planach The Story of 2 Worlds, ale kiepska pogoda zmusiła mnie do prób – była to jedyna rzecz, do której mogłem się wstawić. Dolna partia The Story... jest odporna na zamakanie i kondensację, więc mogłem wyjść na deszcz i ją próbować. Nocą przed moim przejściem padało aż do 12, ale rano ustało.
Kiedy poszedłem sprawdzić skałę, dolna część była sucha, ale górny odcinek Dagger był mokry. Moja podróż dobiegała końca, a ja naprawdę chciałem to zrobić w ten niezbyt dobry dzień, zatem wytarłem mokre chwyty na Dagger ręcznikami i ścierami, mając nadzieję, że osuszy się i będzie zdatne do wspinania po południu. Po czym udałem się do Chironico, żeby się rozgrzać i zabić czas. Po powrocie do domu zrestowałem się i poszedłem ponownie pod skałę koło 4 po południu. Byłem zaskoczony, że wszystko było suche z wyjątkiem ostatniego przełamania i slabu. Powtórzyłem ruchy raz i spadłem z cruxa na Dagger w pierwszej próbie. Ale zrobiłem to w drugiej przystawce tego dnia. Myślę, że byłem wówczas niewiarygodnie skoncentrowany. Na szlaku w drodze powrotnej, znów zaczął padać deszcz. Miałem zatem spore szczęście.

Dai Koyamada na The Stoty of 2 Words 8C, Cresciano

Oczywiście muszę zapytać cię o cyfrę...
Odczuwam, że było to trudniejsze niż inne 8C, które zrobiłem w przeszłości. Tyle, że warunki były złe, więc w innych okolicznościach mógłbym mieć odmienne wrażenie.

Sporo mówi się o licznych przecenach w bulderingu. Jak ty na to patrzysz?
Często jestem pytany o inflację skali, ale nie sądzę, żeby to miało miejsce. Po prostu pojawiło się wielu silnych wspinaczy i trudne problemy powstały w różnych rejonach. Być może to spowodowało fałszywe poczucie inflacji.

Wiem, że nie lubisz rozmawiać tylko o wycenach. Zatem co pociąga cię bardziej niż cyfra?
Super skała, super ruchy i piękna okolica. Nieco abstrakcyjnie – cyfra jest tylko częścią tego. Przykładowo wytyczony przeze mnie Wheel of Life w Australii jest naprawdę niesamowitym problemem. Dach, coś podobnego do tunelu, jest jedyną linią łączącą wejście i wyjście. To prawdziwy cud. Również niesamowita lokacja. Wspinałem się zresztą po innych cudownych skałach.

Jaki będzie twój następny krok we wspinaniu?
Chciałbym utrzymać wspinanie na aktualnym moim poziomie. Interesują mnie również nowe rodzaje wspinaczki. Istnieje wiele projektów w Japonii, więc chciałbym się do nich przystawić.

W jaki sposób szukasz nowych wyzwań dla siebie? Co bierzesz pod uwagę przy planowaniu kolejnych wypadów?
Jestem zawodowym wspinaczem, więc muszę mieć świadomość, że wyjazdy zagraniczne są częścią mojej „pracy”.  Od pro-wspinacza wymaga się uzyskiwania wyników, zatem – co oczywiste – cele podróży muszą być wybierane pod kątem większych możliwości bycia produktywnym. Oczywiście są chwile, kiedy mogę wybrać problem, patrząc na zdjęcia lub filmy i instynktownie chcę się po nim wspinać. Muszę jednak wykreślić z mojej listy te, które wydają się fizycznie niemożliwe, ponieważ jestem niski i nie mam wysięgu. W każdym razie myślę, że wcześniejszy research jest ważny, ponieważ konieczne jest skuteczne odnajdywanie i przystawianie się do problemów w trakcie krótkiego wyjazdu. Najważniejszy jest jednak moment, w którym spojrzę na problem i czuję to w sercu: „chcę się na to wspiąć!”

Ty Landman powiedział, że prawie osiągnęliśmy granicę ludzkich możliwości - nie wierząc, że chwyty mogą być jeszcze mniejsze. Tony Lamiche twierdzi, że nie ma trudniejszych ruchów niż 8B.  Kilian Fischhuber uważa, że rozważając trudność pojedynczych ruchów, nie da się już osiągnąć dużo więcej, ale łączenie ich w sekwencje jest niekończącym się procesem... Jak Dai Koyamada patrzy na przyszłość bulderingu?
Myślę, że górny poziom skali trudności będzie się podnosił. Ale również uważam, że na obecną chwilę trudności będą rosły przez łączenie jednego trudnego ruchu z następnym. Przychylam się więc do opinii Kiliana. Sądzę, że w odległej przyszłości możemy się doczekać superludzi z umiejętnościami spoza granic naszej wyobraźni.

Jakie są twoje mocne strony i jaka skała ci bardziej leży?
Początkowo wspinałem się z liną, a potem „przesiadłem się” na buldering, zatem  mam sporą wytrzymałość. Sądzę, że kiedy sunę po jakimś problemie, potrafię dość logicznie myśleć. Moją silną stroną jest także haczenie palcami. Z kolei nie jestem zbyt mocny na krawądkach – preferuję wszelakie rodzaje dziurek.
Piaskowiec, granit i tufy wulkaniczne są moimi ulubionymi skałami. Wapień jest również miły, ale nie jestem wielkim fanem wspinania na nim. Najlepszy wydaje mi się ten na Frankenjurze.

Masz 34 lata. Czy wciąż, jak to się mówi po angielsku, jesteś psyched pod kątem treningu? Szczególnie, że jesteś od niedawna właścicielem bulderowni o powierzchni 330 m2...
Oczywiście, zawsze jestem w pełni zmotywowany. Moje myśli koncentrują się na tym, jak stać się silniejszym. Ale w moim wieku należy się również zastanowić, jak zachować obecny poziom w przyszłości. Kiedy jestem w Japonii, jeżdżę w skały, ale również spędzam wiele czasu na trenowaniu na panelu. Mieszkam w Jokohamie, przez co dojazd do najbliższych skał zajmuje mi trzy godziny. Trudno zachować równowagę pomiędzy treningiem na panelu, a rozwijaniem wspinania w naturalnych formacjach. Niemniej to miło móc trenować kiedy się chce i tak dużo jak się tylko chce – dzięki temu, że mam własną ściankę.

Czy wspinanie jest popularne w twoim kraju?
W tej chwili nie ma pośpiechu z otwieraniem nowych sztucznych ścianek w Japonii. Wokół Tokio istnieje około 30 obiektów tego typu – to wręcz niewiarygodne, że jest ich tak dużo. Większość ludzi, którzy chodzą na ścianki, nie wspina się regularnie na zewnątrz – ich jedyną aktywnością jest panel. Nie myślę, żeby to było negatywne zjawisko. Natomiast faktem jest, że mały odsetek z nich dociera w skały i ostatecznie staje się prawdziwymi wspinaczami. Myślę, że japońscy wspinacze są mocni, ponieważ wspinają się dużo na panelu. Jest to rodzaj przymusu, ponieważ nie ma u nas dużej ilości skał. Gdyby było wiele wspaniałych rejonów, ilość chętnych na wspinanie tylko na panelu zapewne by spadła.

Możesz polecić jakiś japoński ogródek?
Niektóre rejony, które zostały odkryte i otwarte niedawno, są całkiem sympatyczne. Nalle [Hukkataival] przyjechał do Japonii i wydaje mi się, że niespecjalnie mu się spodobało. Prawdopodobnie dlatego, że był tylko w starych rejonach. Może powinienem osobiście pokazać mu wszystko? Nie jest to doskonałe miejsce do wspinania sportowego, ale myślę, że miejscówki bulderowe są całkiem przyzwoite.

W japońskim większość imion ma jakieś konkretne znaczenie, a jak jest w twoim wypadku?
Moje imię Dai oznacza „duży”. Niestety, w rzeczywistości jestem mały. Moi rodzice chyba życzyli mi, bym był duży – nie tylko fizycznie, ale też w innych aspektach. Swoją drogą, we włoskim „dai” używa się jak „come on”. Włosi nie mają problemu z zapamiętaniem mojego imienia.

No i chyba twoi rodzice trafili, bo po prawdzie – jesteś wielki!

Pytał: Tomasz Mazur

 

Komentarze
Dodaj komentarz
 

kontakt | współpraca
Copyright 2024 bouldering.pl & GÓRY
goryonline
bouldering
jura
nieznane tatry