Dużo czasu minęło odkąd ostatni raz daliśmy znać od naszej paczki. Połowa wyjazdu już za nami a nasz apetyt na wspinanie i studiowanie kultury południowo afrykańskiej nie słabnie. Dziś wychodząc z namiotu przywitało nas niebo zasłane deszczowymi chmurami, które przywołały nam wszystkim wspomnienia, te milsze i te gorsze.
Było to około 10 dni temu, kiedy Rambo i Maciej postanowili wybrać się do rejonu zwanego "Roadside" na ostateczny pojedynek na jednym z klasyków "Nutsa". Paweł lekceważąc rozgrzewkę, wstawił się w problem który na długo zostanie w jego pamięci, rozwalając sobie palca. Maciek trochę zniesmaczony zaistniała sytuacją, nie poddał się i rozprawił się ostatecznie z jego pierwszą 8A+ w RPA. Ten dzień sprowadził na Pawła kilku dniowy wymuszony odpoczynek...
Co z pozostałą trójką uczestników?
Sylwia, która dzień wcześniej przeszła swoją życiówkę, White Mazda Clan, wycenioną na 7C+ pewnie jeszcze odpoczywała po tak trudnym przejściu.
Pawełek z Michałem dochodzili do siebie po Rockstock- imprezie organizowanej przez właścicieli kempingu, która miała na celu dobrą zabawę i integrację wspinaczy. Podczas niej odbył się konkurs na najlepszy "zespół". Każda grupa wcześniej wybrała piosenkę, którą miała "zaprezentować". Sposób był dowolny, rodzaj muzyki także. Oczywiście nikt by nie przeżył śpiewających wspinaczy, więc większość z nich zadziwiła publiczność śmiesznymi pozami i układami specjalnie ułożonymi pod muzykę. Zapach pieczonej jagnięciny unosił się w powietrzu już od południa. Wieczorem zmiksował się on z zapachem pieczonego kurczaka i grillowanej wołowiny. Góra jedzenia stała otworem. Tej nocy jedzenia nie zabrakło dla nikogo.
Następnego dnia mijał 21 dzień wypożyczenia auta. Oznaczało to dla nas możliwość jego zwrotu. W naszych głowach zaczął się tworzyć plan, powiązanego z misją wymiany auta na tańsze. Misje tą rozpoczęliśmy od wczesnego wyjazdu do Clanwilliam w celu wymycia i wypolerowania auta, które było konieczne przed jego oddaniem. Około godziny 15 byliśmy już w Cape Town, gdzie okazało się że nasze auto będzie dostępne dopiero za 2 dni. Mając nocleg u naszego kolegi Fijała, postanowiliśmy dobrze zagospodarować ten czas i zobaczyć ile tylko się da.
Pierwszego dnia podzieleni na dwie ekipy, udaliśmy się w przeciwne strony.
Ekipa 1 „Surfująca” w skład której wchodzili chłopaki z Kotłowni(Pawełek, Michał) wybrała się na surfing. Pierwsza miejscówka nad Atlantykiem okazała się słaba(brak fali), nie tracąc żadnej chwili, spakowali deski na auto i przejechali na druga stronę miasta, nad Ocean Indyjski. Po 2 godzinnej walce z falami, zadowoleni i piekielnie zmęczeni wrócili do mieszkania. Jak opowiadają, był to jeden z najlepszych ich dni spędzonych w RPA.
Bad Boys...
Ekipa 2 „ zwiedzająca” (pozostała trójka) wybrała się na zwiedzanie Przylądku Dobrej Nadziei. Po drodze wypatrzyliśmy drogowskaz na którym był narysowany pingwin. Nie będąc do końca pewni co to oznacza, postanowiliśmy to zbadać. Okazało się że w Afryce są pingwiny!! Małe, śliczne, ciapkowate istotki, urzekły nas. Dzień zapowiadał się coraz lepiej. Aż do bramki wjazdowej na Przylądek. Okazało się że trzeba za to zapłacić !! Troszkę zniesmaczeni wjechaliśmy dalej, jednakże to co zobaczyliśmy okazało się być tego warte. Piękne krajobrazy powalały nas na kolana. Cape Town, otoczone oceanami robiło imponujące wrażenie. Na koniec pobytu, „dzikie” baboons (pawiany) usiadły wzdłuż drogi, dając się oglądać i fotografować.
Sylwia a w tle przyladek Dobrej Nadziei
Wspólny wieczór postanowiliśmy spędzić pod hasłem „przygoda” , wybierając się do Kasyna. Mając dwóch bardzo dobrych pokerzystów, nie mieliśmy sobie równych. Michał lecąc na pełnym gazie, wygrał małe co nieco, za które postawił reszcie obiad. Pawełek grał ostrożnie, co starczyło tylko na parking, ale jak to mówi „przygoda”. Warto było zarwać noc.
Następnego ranka szczęśliwi posiadacze „nowego” VW Golfa 1.5 udaliśmy się na dalszy podbój Cape Town, tym razem wspinaczkowo. Powiększoną ekipa o lokalnego wspinacza i cyborga wspinaczkowego z USA. Postanowiliśmy udać się do sektora Cinema gdzie widok na Cape Town jest oszałamiający. Michał otworzył tam swój pierwszy baldzik. Nazwał go „Surfing time” i wycenił na 6C. Problem ten wiedzie przez mały daszek, do którego trzeba zrobić dynamiczne sięgnięcie. Znajduje się on na przeciwko Mirty - na której Paul kręcił właśnie film. Kończąc ujęcia udajemy się w nowe miejsce, gdzie Rambo i Maciek pokonują klasyka - „Memento 7B”. Po całym dniu wspinania wracamy do domu. Trzygodzinna jazda golfem (bez radia) przebiegła cicho i spokojnie. Rutynowa kontrola na drodze nie przeszkodziła nam w dotarciu na Kempa.
Naładowani pozytywną energią zaczynamy się wspinać. Jadąc do nowego rejonu Tea pot, każdy z nas znajduje sobie inny problem. Rambo uważając cały czas na palca, rozprawił się z 7C+ (Ron ron at Camelot) którego pokonał również Maciej i Pawełek. Sylwia w tym czasie rozpracowała Teatime (7C), które weszło jej po godzinie pracy. Michał z Rambem w tym czasie rozkminili inną 7C+ (This is africa), którą Pawełek z Maćkiem przeszli flashem. Wszyscy patrząc na siebie stwierdziliśmy że coś szemrana ta cyfra była.
Kolejne dni poświęcamy na prace nad projektami, mogę zdradzić tylko to że poprzeczka jest podniesiona dość wysoko, i mam nadzieję że będzie o czym wkrótce pisać!!
Pawelek probujacy koncowke Nutsy
Dzisiejsze deszczowe niebo mega nas zmobilizowało:
-do ogarnięcia obozowiska
-przygotowania namiotów na Afrykańską zlewe
-zrobienia zakupów
-ugotowania domowego obiadku (kotlet z wołowinki + ziemniaki+ surówka) przez co wszyscy poczuliśmy się jak w domu :)
-napisania tego posta :D
Kończę pisanie siedząc w puchówce pod wiatą, otoczony przez kilkanaście osób, którym ledwo co udało się zdążyć przed porządną zlewą. Do usłyszenia!!
zrodlo:
abt2011.pl
Rambo